Jeszcze nie ochłonąłem po wczorajszym meczu AZS Koszalin –
Stelmet Zielona Góra. Świetne widowisko, które do samego końca trzymało w
napięciu oraz bohater meczu – Qyntel Woods. Gra Amerykanina nie zawsze powalała,
jednak zaliczył kluczową dla losów meczu zbiórkę i pewnie wykorzystał dwa
wolne, które dały AZS-owi zwycięstwo.
Takie mecze, jak niedzielny pomiędzy AZS-em a Stelmetem
pokazują, że koszykówka to przewrotny sport i wiele się może wydarzyć. AZS
jeszcze w czwartej kwarcie przegrywał czternastoma punktami, jednak ostatecznie
zdołał pokonać Wicemistrzów Polski 72:71.
Oglądając Qyntela Woodsa w tym sezonie wiem mniej więcej
czego mogę się po nim spodziewać. Amerykanin gra bardzo dobry sezon, będąc
jednym z najlepszych zawodników (o ile nie najlepszym) ligi. Woods jeszcze przed
rozpoczęciem meczu delikatnie nakręcał atmosferę wpisując na swoim facebookowym
fanpage’u #thereisonlyoneQ, co w nawiązaniu do używanego przez wielu określenia
meczu AZS-Stelmet jako pojedynku dwóch panów Q, jasno określa kto według gracza
AZS-u jest lepszy.
Muszę szczerze przyznać, że w kluczowym momencie czwartej
kwarty, gdy Qyntel najpierw niepotrzebnie rzucał z dystansu przez ręce obrońcy,
a później popełnił stratę zacząłem myśleć, czy w przypadku porażki AZS-u jedną
z przyczyn będzie właśnie postawa Woodsa.
Amerykanin pokazał jednak, że mimo tych ośmiu strat można
zostać bohaterem. Kluczowa zbiórka i wymuszenie faulu pozwoliły mu stanąć na linii
rzutów wolnych i przechylić szalę zwycięstwa na korzyść AZS-u. Takiej okazji
zawodnik tej klasy nie zmarnował, dzięki czemu AZS wygrał mecz na szczycie ligi
i został (przynajmniej na razie) liderem TBL.
Woods udowodnił mi, że nie jest ważne jak zawodnik gra,
tylko jak kończy. Może i popełnił kilka prostych strat, jednak w odpowiednim
momencie stanął na wysokości zadania (a dokładniej stanął cztery metry od kosza)
i pozwolił AZS-owi cieszyć się z kolejnego zwycięstwa. Good Job!
fot. sportowiec.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wystukaj coś sensownego